Koronawirus powinien nauczyć nas analizy danych

Od kilku dni robię to, co każdy z nas i rozmawiam na temat koronawirusa SARS-CoV-2. Ostatni weekend to była jedna wielka dyskusja z moimi przyjaciółmi. Mimo że mieliśmy trochę inne zdania, to spotykały się one przy wnioskach ze znalezionych danych. Bazując na opracowaniach naukowych i statystycznych, próbowałem racjonalizować obecną sytuację. Doprowadziło to do powstania tego tekstu, który powinien Cię uspokoić, ale też zmotywować do refleksji przy ocenie obecnej sytuacji.

Panika ze świeżych danych

Bardzo odważnie ludzie wyliczają śmiertelność wirusa i przewidują wzrosty na podstawie dotychczas zebranych danych. W mojej opinii to jest podstawowy błąd, ponieważ jeszcze danych jest za mało. Śmiertelność w mediach jest wyliczana jako procent zgonów ludzi, u których test dał wynik pozytywny. Przy tak ograniczonym dostępie do testów ten procent musi być daleki od rzeczywistej wartości.

Do tego ludzie bardzo łatwo kalkują rozwój wirusa z jednego kraju na drugi. Tak jakby te kraje były takie same pod względem gęstości zaludnienia, wieku społeczeństwa i podatności na choroby.

Prawie 2 miliardy ludzi co rok ma kontakt z wirusem grypy (na świecie jest 8 mld ludzi). Z czego około 0.5 mln co roku umiera. Wiemy też, że COVID-19 rozprzestrzenia się dużo skuteczniej niż grypa, więc wniosek z tego taki, że kontakt z tym wirusem miało i będzie miało więcej niż 2 mld ludzi. Pamiętając, że wirus poznano w grudniu 2019, można założyć, że zdecydowanie więcej niż 160 tys. osób miało z nim kontakt. Mimo tego, ta liczba była brana do wyliczania śmiertelności wirusa i straszenia świata.

Żeby tylko, u nas nie było jak we Włoszech

Bardzo częstym argumentem stojącym za radykalnymi działaniami i strachem jest obawa przed powtórzeniem sytuacji z Włoch. Wzrost wykładniczy powodujący przepełnienie szpitali. Faktem jest, że wprowadzając wczesne działania spłaszczamy krzywą rozkładu. Jednak mam wątpliwości czy u nas jest możliwość powtórzenia sytuacji z Włoch. Włosi są dość wyjątkowi w skali Europy.

Statystyki grypy są prowadzone od dawna i dają ciekawe spojrzenie na podatność poszczególnych nacji. Trafiłem na opracowanie naukowe zgonów z powodu powikłań grypy u Włochów. W ostatnich latach padają oni jak muchy. Dalej nie do końca mogę uwierzyć, że we Włoszech w sezonie grypowym 2016/2017 z powodu powikłań grypowych zmarło 24 981 osób (dane z Istituto Nazionale di Statistica – włoski GUS). To jest ogromna liczba, weryfikując ją, znalazłem kilka artykułów. Najczęstszy argument mówi, że to społeczeństwo starzejące się. Na Wikipedii znajduje się artykuł o starzejącym się społeczeństwie Europy. Stan na rok 2010 pokazuje, że najstarsze społeczeństwa mają Włochy i Niemcy, ponad 20% ludzi powyżej 65 roku życia. Polska ma poniżej 12%. Co potwierdza się z liczbą zgonów spowodowanych powikłaniami grypy w Polsce. W sezonie 2018/2019 wg NIZP-PZH w ramach monitoringu sytuacji epidemiologicznej grypy odnotował 118 zgonów z powodu powikłań pogrypowych. Zdecydowanie jest tu coś nie tak z raportowaniem tych liczb i pewnie inaczej nasze kraje to kwalifikują, pewnie jest ich więcej, ale na pewno nie prawie 25 tys.

Niemcy są ciekawym przypadkiem, ponieważ też są społeczeństwem starzejącym się, a statystyki u nich są wyjątkowo optymistyczne. Mają całkiem niezłą służbę zdrowia, do tego pewnie są bardziej skorzy słuchać się lekarzy, brać tabletki i przestrzegać zaleceń, które są bardzo istotne np. w przypadku leczenia chorób układu krążenia. Pewnie za jakiś czas dowiemy się więcej o tym, dlaczego tak dobrze sobie radzą.

Sytuacji we Włoszech nie wolno bagatelizować i wnioski powinny być szybko wyciągnięte. Wg mnie szpitale w Polsce powinny być szczególnie izolowane, a testy powinny być wykorzystywane na badanie ich personelu. Przypadki COVID-19 najlepiej byłoby sprowadzać i hospitalizować w tymczasowych szpitalach. W takiej sytuacji zwiększylibyśmy bezpieczeństwo osób narażonych, podczas leczenia.

Kwarantanna we Włoszech – dygresja

To, że Włosi to nie Niemcy nie trzeba nikomu przypominać. W niemieckiej telewizji powiedzieli społeczeństwu, co mają kupić na czas epidemii. Zakładam, że Niemcy to kupili. We Włoszech oczywiście wygląda to inaczej. Ostatnio z trzeciej ręki usłyszałem historię pacjenta z Koronawirusem, który będąc na kwarantannie w jednym z włoskich szpitali, opuścił budynek i udał się na narty. Na nartach złamał nogę i wrócił tego samego dnia do szpitala. Podobno wychodzenie z kwarantanny na pizzę było nagminnym problemem. Mimo że usłyszałem to z trzeciej ręki, to jakoś jestem w stanie w to uwierzyć.

Polska wzorem działania

Wdrożenie w Polsce radykalnych działań może wydawać się właściwą drogą, ale w mojej ocenie procent osób narażonych w Polsce na ciężki przebieg jest zdecydowanie niższy w porównaniu z Włochami, Hiszpanami czy Niemcami – wnioskuje to z procenta osób w wieku powyżej 65 lat.

Nie ignoruje znaczenia izolacji, w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa. Odnoszę wrażenie, że nie ma ona tak dużego wpływu, jak wielu osobom się wydaje. Popełniamy dużo błędów, niby siedzimy w domach, ale i tak spotykamy się w biedrze. Niby rządzący podejmują ostre środki bezpieczeństwa, ale uruchomiają rozkład wakacyjny w komunikacji miejskiej, tworząc tłoki w godzinach szczytu.

Już 3 tydzień nie widzę się z moją Mamą, ponieważ jest ona w grupie ryzyka. Myślę, że to powinno być wyjściowe działanie, a osoby nie w grupie ryzyka powinny uszyć sobie maskę z jakieś szmaty, myć rączki i iść do pracy, zamiast siedzieć przed TV. I tak dużo osób musi pracować i słuchać apeli od osób, które mogą sobie pozwolić na taką dogodność.

Patrząc na to ile osób ginie cały czas z różnych innych chorób, jak i ze zwykłej grypy to jakoś liczba zgonów z powodu COVID-19 nie robi na mnie wrażenia. Wrażenie za to robi panika i przewidywane konsekwencje naszej paniki. To jak dużo osób straci pracę i to jak dużo osób zbankrutuje jest przerażające i będzie się ciągnęło przez lata, a my się tymczasem cieszymy z #zostanwdomu.

 

Wszystkie wpisy - znajdź coś dla siebie