
Każdy stosuje przekleństwa, jedni w chwili uniesień inni jako przecinek. Większość przekleństw wywodzi się ze słów tabu, które łamią normy etyczne i są częścią języka od zawsze. Wszyscy znają te słowa, ale nie każdy ma odwagę ich używać. Kiedyś wierzono, że używanie wulgaryzmów może sprowadzić karę boską lub nieszczęście. Dziś może to sprowadzić brak akceptacji i oburzenie. Przekleństwa mają wiele funkcji, pozwalają urozmaicić wypowiedź, ale też pozwalają uwolnić emocje, czyli mają działanie zdrowotne. Dlatego w sytuacji, kiedy się uderzymy lub coś się nagle wydarzy okrzyk „Kurwa mać!” nas uspokaja.
Mimo rozwoju intelektualnego społeczeństwa mamy członków, którzy są oburzeni, kiedy słyszą jakiekolwiek wyrazy wulgarne. Skąd to oburzenie? Wg moich przemyśleń to efekt kilkudziesięciu lat komuny. Osoby, które przeżyły komunę, otrzymały bardzo sporą dawkę głupich informacji, zasad i reguł współżycia. Nawet jeżeli osoby te wzbraniały się przed propagandą, jakiś wpływ to całe otoczenie musiało na nich mieć i miało. Wiktor Gardocki w książce pt. „Cenzura wobec literatury polskiej w latach osiemdziesiątych XX wieku” opisuje, że wulgaryzmy bardzo rzadko pojawiały się w literaturze i sztuce w tym okresie. Film „Miś” Stanisława Barei również porusza wątek walki z przekleństwami – motylą nogą i kurcze piórem Tomka Mazura. PRL traktował przekleństwa jako coś niemoralnego i straszył ludzi przed ich używaniem. Wulgaryzmy od zawsze były obecne i inteligentni ludzie używali ich w odpowiednich momentach. Jan Kochanowski we fraszce pt. „Na matematyka” pisze:
Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.
Kochanowski nie był jedyny, wulgaryzmy były obecne w twórczości Mikołaja Reja, Jana Morsztyna, Juliusza Słowackiego, Witolda Gombrowicza, Aleksandra Fredry i wielu innych wybitnych pisarzy. Fredro użył „kurwy” w poemacie „Sztuka obłapiania” wydanym w 1817 roku.
Jeb, Młodzieńcze, jeb, lecz miej zwyczaj drogi,
Ze świecą kurwie patrzeć między nogi.
Na lekcjach języka polskiego w liceum analizowaliśmy słowo „dupa” jako wulgaryzm w „Ferdydurke” Gombrowicza. Było i jest to dla mnie głupie, bo nie uczono nas podejścia do przekleństw tylko traktowano je jak narkotyki – wszystkie złe, oprócz tych które są ok, alkohol i papierosy.
Przekleństwa mają też datę ważności i należy je postrzegać w czasie. Jeżeli wszyscy będziemy używali określonych przekleństw, to przestaną one mieć moc przekleństw i staną się normalnym słowem lub zwrotem. Dziś jak powiem do Ciebie „Niech cię ogień piekielny pochłonie”, to raczej się uśmiechniesz, niż obrazisz. Dziś nazywamy słodkie niegrzeczne dzieci „huncwotami”, kiedyś było to przekleństwo.
Nie powinniśmy być głupi wobec przekleństw. Takiej głupoty wymagał od nas PRL, wulgaryzmy to część języka i bardzo dobre narzędzie to upuszczenia emocji z siebie samych. Doświadczyłem też nowego aspektu postrzegania przekleństw spowodowanego rozwojem technologicznym. Każdy dziś wie co to emotikony, stosujemy je prawie w każdej wiadomości, sprawiają, że nasze wiadomości usłane są miłością i uśmiechem. Powoduje to, że niektórzy ludzie są skołowani, jak piszesz do nich bez emotikon. Polecam sprawdzić ich reakcje po napisaniu do nich wulgarnego zwrotu z emotikonami, a po jakimś czasie tego samego zwrotu bez emotikon. Jest duża szansa, że się mogą obrazić i głupio im będzie, jak pokażesz im wcześniejszą wiadomość.
Koniec i huj.