
Święta mają coś upamiętniać, jednoczyć i sprawiać radość. W przypadku Święta Niepodległości Polski jest troszkę inaczej. W dniu setnej rocznicy pokazujemy, że nie jesteśmy pogodzeni ze sobą. Konfrontujemy skrajne poglądy osób, które uważają, że bycie patriotą to bycie nacjonalistą i nazistą. Z takimi co uważają, że mają monopol na bycie prawdziwym Polakiem i żaden giej nie będzie się mu panoszył na rejonie. Marsze niepodległości były świetnym dowodem na to, jaka jest atmosfera. Na szczęście z roku na rok jest lepiej, ale to dlatego, że służby po kilku incydentach zaczęły bardziej dbać o bezpieczeństwo.

Niewątpliwie jest to problem, efektem jest niechęć osób do brania udziału w świętowaniu tego wydarzenia. Należy coś z tym zrobić, jednak wieloletnich sporów nie naprawimy w 5 minut. Natomiast można zastosować systemowe zmiany, które będą miały długotrwały mały wpływ na każdego. Listopad jest jednym z bardziej depresyjnych miesięcy w naszym rejonie, mało słońca i deszcz nie pomagają naszym nastrojom. Klimatu tak szybko nie ocieplimy, ale…
11 lipca – Święto odzyskania Niepodległości
Czy to nie byłoby piękne? W wakacje przy dobrej pogodzie świętować będziemy odzyskanie niepodległości. Noszenie kominiarek na marszach byłoby niewygodne ze względu na temperaturę. Ludzie byliby milej nastawieni do siebie, dzięki masowej dawce witaminy D. Opener Festival mógłby być Polskim Festiwalem Niepodległości i zamiast blokować miasto marszem ludzie poszliby świętować przy muzyce.
Oczywiście, zaraz ktoś powie, że jak to? Przecież takiej daty nie można zmienić? To chyba zależy od nas i jeżeli to sprawi, że będziemy szczęśliwsi to, czemu nie? Ponadto 11 listopada to nie był TEN dzień w odzyskiwaniu niepodległości. Proces ten trwał kilka miesięcy. W listopadzie są dwa święta bardzo blisko siebie, nie lepiej rozłożyć wolne bardziej proporcjonalnie?
Decyzja o przesunięciu święta jest odważna i wiele osób nie wyobrażałoby sobie takiej sytuacji, ale naprawdę dobre decyzje na początku są z reguły postrzegane jako porąbane.